Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 grudnia 2010

Kobieta o rozwiązłych ustach

- Zdradź mi proszę, jaki największy rachunek wystawiłeś tutaj jednemu klientowi?- zagadnąłem.
Barman od razu podjął rozmowę.
- Tysiąc pięćset z hakiem. 
W barze wrzało niczym w kotle. Chmury papierosowego dymu drapały w oczy a ludzi wciąż przybywało. Już miałem zapytać barmana o szczegóły zajścia o którym tak śmiało chciał opowiadać, kiedy ktoś mnie wyprzedził.
- Tysiąc pięćset sześćdziesiąt złotych....- zabrzmiał męski głos.
Postać która dotąd siedziała do mnie plecami, pewnie odwróciła się, tak że teraz siedzieliśmy przy kontuarze twarzą w twarz-...i to był mój rachunek.
Mężczyzna był potężnej postury i jak oceniłem po siwych wąsach i takiej samej brodzie, zapewne niejedną wiosnę pamiętał. Szybko zorientowałem się, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy, dzięki fajce którą popalał, to on robił najwięcej dymu. Podziękowałem mu wymownym spojrzeniem.
- Janek- przedstawił się zawadiacko podając dłoń, nie zważając na mą uwagę- właściciel. Chłopak się nie myli. To był mój rachunek. 
Barman, który dopiero teraz zorientował się, że przy barze siedział nie nikt inny jak jego pracodawca, pokornie, świadom gafy jaką popełnił, zrewanżował się kolejką whisky, dla obydwu panów.
- Na koszt firmy- wyjaśnił mój nowy znajomy.
Podziękowałem skinieniem.
- No więc dlaczego interesuje pana, historia tego rachunku? Zresztą wcale nieciekawa.
- Wcale mnie nie interesuje.- uciekłem celowo, sącząc z kielicha
- A jednak pan spytał chłopaka o wartość największego zakupu w moim barze, nieprawdaż?
Odpowiedziałem milczeniem.
- Dobrze- Kontynuował siwy starzec- Z jakiegoś nieznanego mi powodu, przychodzi pan do baru i zagaduje barmana o szczegóły jego pracy. Dałbym sobie zgolić brodę, że nie robi pan tego po raz pierwszy.
Mimo, że nie odpowiedziałem, właściciel baru zdawał się być usatysfakcjonowany.
- Niech i tak pozostanie. Wybaczy pan, ale nie opowiem panu historii, na którą pan czeka- w tym miejscu starzec wymownie sztachnął się tytoniem i zrobił przerwę. W powietrze po lekkim syknięciu wzbiły się kłęby pachnącego śliwą dymu- Opowiem panu historię o wiele ciekawszą niż historia jakiegoś tam marnego rachunku. Niech ją pan opisze, opowie, zachowa dla siebie. Nie obchodzi mnie to, obchodzi mnie tylko żeby pan wysłuchał mojej opowieści do końca, zgoda? 
Kiwnąłem głową. 
- Opowiem Panu o historii pewnej kobiety, kobiety która tak jak ja i pan siedziała tu przy barze i zobowiązała mnie do opowiedzenia jej każdemu, kto jak to sama ujęła "zdaje się więcej chcieć, niż powinien". Nie wiem o panu nic, ale widzę, że pana zaintrygowałem. Historię jedynie powtarzam, nie biorę więc odpowiedzialności za jej treść. Zresztą oceni pan jej prawdziwość sam. A więc było to tak. 
     Jak pan zapewne wie kobiety mają skłonność do przesadzania i wyolbrzymiania słów. Tak też było w przypadku naszej bohaterki, która w kościele, przed Bogiem zapragnęła pewnego dnia aby jej mąż zniknął z jej życia na zawsze. Choć nie miała na to dowodów, podejrzewała go o to że od dawna ma kogoś na boku. Nie miała też wystarczająco odwagi, żeby porozmawiać z nim o tym w cztery oczy. Jak sama mówiła, nie jest rozsądne zapytać o to od tak- opierając się tylko i wyłącznie na swoim "wydaje mi się". Tak czy inaczej kobieta czuła się skrzywdzona a Bóg miał jej w tym nieszczęściu dopomóc....
- Przepraszam pana, ale nie obchodzą mnie cudze problemy małżeńskie.- przerwałem rozmówcy- To miała być ciekawa historia.
- I będzie. Proszę mnie wysłuchać dalej. Tak więc zaraz po mszy kobieta udała się do swojego domu, gdzie jak co dzień o tej porze miał czekać na nią mąż, bo o tej godzinie zazwyczaj wracał z pracy. Kiedy jednak otworzyła drzwi i weszła do środka, przywitała ją jedynie cisza. Najwyraźniej męża jeszcze nie było. Pierwsza myśl jaka jej przyszła do głowy to to, że zapewne jeszcze jest w pracy. Postanowiła to sprawdzić. Dość już miała jego niespodziewanych służbowych wypadów za miasto. Wyciągnęła telefon komórkowy. Ze zdziwieniem zauważyła, że jej mąż nie widnieje już w spisie telefonów w jej komórce. Następnego dnia rano, kobieta zgłosiła na policji zaginięcie męża, po tym jak zorientowała się, że z domu zniknęły wszystkie jego rzeczy. Dosłownie wszystkie. Zniknęły jego książki, jego kosmetyki i garderoba. Jakby rozpłynął się w powietrzu. To co zdarzyło się jednak później przerosło przypuszczenia wszystkich. Na policji długo przeczesywali akta i, choć niepewnie a jednak, funkcjonariusze stwierdzili, że mężczyzna o imieniu i nazwisku którego szuka kobieta, nie widnieje w policyjnych kartotekach. Tego samego dnia dowiedziała się co więcej, że taki mężczyzna nigdy się nie urodził, ona zaś sama nigdy nie zmieniła panieńskiego nazwiska. Także sąsiedzi nie pamiętali, żeby ktokolwiek oprócz samej poszkodowanej mieszkał w przedmiotowym domu. "od lat"- jak sami zapewniali. 
Długo po tamtym wydarzeniu kobieta przychodziła i próbowała cofnąć klątwę jaką rzuciła na siebie przez nierozważne słowa modlitwy. Na próżno. Przez miejscowych uznana została za wariatkę. Policja również nie przejęła się całą ta historią, uznając ją za wymysł wyobraźni chorej kobiety. Przyznam się, że kiedy i ona opowiedziała ją mnie, wątpiłem w jej prawdziwość. Z biegiem jednak czasu- tutaj starzec zaciągnął się, łapiąc myśl w locie- człowiek staje się bardziej hmmm uduchowiony. Sam pan rozumie.
Przytaknąłem, ze zrozumieniem. Na ten znak własciciel restauracji skinął na chłopaka, który błyskawicznie nalał rozmówcom następną kolejkę.
- A teraz...upijmy sie- zaproponował.
I rzeczywiście upiliśmy się  tak jak nie wypada. A co się stało potem....nie pamiętam.


1 komentarz:

  1. Przygnębiająco-elektryzująca...codziennie od nowa rozgryzana, przełykana. Samotność? Jest mi znana.
    Opowiadania nad wyraz dobrze rozumiane.
    Katarzyna

    OdpowiedzUsuń